Kythnos - Tinos -
Mykonos - Delos - Syros - Sounion - Kea
|
|
|
|
Kythnos |
Świetność
starego portu jest niemal niedostrzegalna ludzkim okiem. Mam wzrok starego
historyka sztuki. Więc kiedy ginie architektura, jej ślady zdradzają mi stare
drzewa. W Polsce miejsca dworów znaczą zdziczałe buki czerwonolistne. W Grecji
tamaryszki rosną chyba też na dziko, ale te na Kythnos rosły wzdłuż plaży,
właściwie cudem, ciągnąc wodę wprost z morza. Pobielone, na oko dwustuletnie.
Kythnos rozwinęło się w XVIII jako kurort leczący egzemy i podagry. Trzęsienie
ziemi zniszczyło baseny, gorące źródło z cennym żelazem wycieka wprost do
morza. Pobliski hotel spa w typowej greckiej architekturze jest bezwiekowy, bez
detali również dobrze mógłby powstać teraz jak dwa stulecia temu.
|
Kythnos,
mimo początku sezonu, przesycone jest senną atmosferą. Bezruch starego
uzdrowiska, jak z Czarodziejskiej Góry. |
|
Tinos |
Niedziela
Wielkanocna. W piekarniach sprzedaje się chleby z zapieczonym jajkiem w
czerwonej skorupce. W cerkwi słynącej z cudownego obrazu stoją ikony zakute w
srebrne sukienki. Całe wnętrze cerkwi najeżone jest srebrnymi votami niczym
mały arsenał, piętrzą się złożone w ofierze srebrne nogi, ręce, biusty.
Powtarzają się często statki i kołyski. Odtworzone z detalami, pieczołowite.
Filigran – arabska sztuka tkliwości.
|
Tinos ma
duszę grecką, ale serce weneckie. Świątynia powtarza w ludowy sposób fasadę
katedry Św. Marka. Portowe kamienice odbijają wody zatoki w weneckich oknach (
znaczy takich do podłogi). |
|
|
|
Mykonos |
Oczywiste
jest piękno Mykonos. I jak każde łatwe w odbiorze, ulega komercjalizacji.
Typowa ( stereotypowa?) architektura chory, poprzetykana wiatrakami. Wymaga
wysiłku, by spojrzeć na wyspę inaczej, niż jak na setną kopię tej samej
pocztówki czy reklamę „Visit Greece” na BBC Chanel. Więc kombinuję:
mondrianowskie połączenie bieli muru, błękitu nieba skontrastowane z czerwienią
nasady ramion. Pooddzielane, wzorem mistrza, szprychami skrzydeł. Tylko pion z
poziomem się zatraca, obracany wiatrem o kilka stopni w prawo lub w lewo. |
Maskotką
miasta jest pelikan (kolejne pokolenie, pierwowzór stoi wypchany w muzeum). Zwierzęta
z trudem się banalizują. Dlatego nigdy nie mam dość fotografowania obdarzonych
naturalnym wdziękiem greckich kotów i akropolskich psów cwaniaków. |
Pelikan
urzęduje na trasie między chorą a przystanią dla promów. Droga działka,
atrakcyjna. Ma do dyspozycji odwróconą łódź, niczym własne atelier. Jako tło
służą maszty jachtów. Pozuje: czyści pióra, stroi miny. Patrzy: „ tak, wiem, co
zrobić, czasy się zmieniają. Rybacy też porzucili już stary biznes na rzecz
turystyki. Wiatraki nie mielą już zboża, a ryby łowi teraz flota japońska”. I
poczłapał za winkiel. Takie czasy. |
Kiedyś pelikan
był symbolem Chrystusa, poświęcenia i ofiary z samego siebie. Zgodnie z
legendą, że w chwili braku pokarmu, samica pelikana rozrywa swe piersi by
nakarmić młode. Takie tam stare opowieści, zbyt pretensjonalne jak na nasze
czasy. Zabobony, dlatego pelikan się nimi nie chwali, tak jak starzy rybacy nie
opowiadają już historii o dawnych wyprawach i zaplątanych w sieci nereidach i
lamiach. Historie do lamusa. |
W
pobliskiej dzielnicy artystów turyści piją do samego rana. Bulwar nadmorski
zwany „małą Wenecją” jest bardzo subtelną rysą kolonizacji wyspy, podobnie
ruiny kastro. |
|
|
|
Delos |
Mityczne
miejsce urodzin Apollina, najważniejsza po delfickiej wyrocznia w Helladzie.
Siedziba słynnych kamiennych lwów, ale opanowana przez jaszczurki i polne maki,
poświęcone bogini Demeter. Jedne i drugie dodają symboliki, starość i bezruch
gada i wieczny sen (Now I lay me down to
sleep Pray the lord my soul to keep
If I die before I wake Pray
the lord my soul to take) .Początek maja na Delos to jak nasz koniec lipca.
Prozerpina niestety już pakuje walizki.
|
|
Syros |
1 maja w
Grecji. Flagi państwowe i narodowe melodie ryczące z głośnika na pustym placu
przed klasycystycznym ratuszem. Wyludnione miasto Ermopolis, największe na
Cykladach. |
|
|
|
Sounion |
Świątynia
na samym cyplu Attyki. Skalny taras widokowy dla doglądającego pańskim okiem
boga mórz. Zatoczka z kotwicowiskiem jest pewniakiem dla amatorów kąpieli.
Wiatr wwiewa do płytkiej zatoki górne warstwy wody, gwarantując temperaturę
wyższą niż gdziekolwiek indziej. |
|
Kea jest zielona jest
zielona jest zielona |
Za
falochronem łapczywe meltemi wyżarło kawałek powierzchni odkrywając nagie
skały. Pradawne wybuchy wytrąciły siarkę i zabarwiły je na zielono. Teraz
wyglądają w przekroju jak tort pistacjowy. Meltemi nadchodzi z północy niczym
barbarzyńca, zziębnięty, pędzący znad Morza Czarnego wprost na greckie delicje.
Z daleka wyciąga skostniałe palce i rzeźbi jęzorem smugi na torcie. Od dołu, by
bogowie z góry nie spostrzegli spustoszenia. Omija zręcznie kwarcowe, migdałowe
bakalie. |
Stolica
Key, Ioulis położona jest na kilkuset metrach. Ma morelowe domki i łososiowe
dachy. Jest wyrafinowanie włoska, ma weneckie kastro, ratusz neorenesansowy i
wille włoskie na zboczach (po definicję włoskiej willi odsyłam do Palladia). Do
miasta wchodzi się od skalistego wybrzeża, ale uciec można tylną furtką
napotykając wąską ścieżkę biegnąca do raju. Pejzaż zaczyna radośnie wrzeszczeć
zielenią. Sady oliwkowe i gaje migdałowe, tarasy lekko zdziczałe, zachowały kształt,
ale pokryły się dywanem rumianków i powojników. Bielone mury wiejskiego
cmentarza ze ścianą czarnozielonych cyprysów. Wąska ścieżka biegnie do
archaicznej rzeźby śmiejącego się lwa, ale natura przyćmiła kulturę.
Zachłyśnięcie się formami natury jest zaraźliwe. Robię zdjęcia W. i S. (to już
nie flora, to fauna :p). W. ćwiczy makrofotografię, pochylając się nad kolejnym
sukulentem. Wyglądają ze S. jak doświadczeni adepci botaniki. Brakuje im siatek
na motyle i retro kapeluszy. A ja po raz kolejny odkrywam, że sztuka jest
wtórna, Jestem w samym środku impresjonizmu w czystej postaci. |
|
Monika
Osinkowska
|
|
|
|
|
|
|